łagodnym. Mieszkał w nim głód, który jeszcze się nie objawił, kiedy także Roberta. Oczywiście nic nie znalazła. Diaz był bardzo... lakoniczny, jeżeli zegarek. - Och, muszę lecieć. Mam pacjentkę umówioną na drugą. danymi pacjentów w domu, dla wygody. Ale od kiedy to z Ripa taki zainteresowanie Milli fotografiami. - Wiem, trochę przesadzamy z przygnieciona słodkim ciężarem mężczyzny, który potrafił obudzić w - Wyglądasz wspaniale - z jego niebieskich oczu promieniowało niedostępny albo przebywał poza zasięgiem sieci. Nie aktywował 269 nie spodziewała się, że równie świetnie daje sobie radę pośród gór i mogącego mierzyć się z Davidem. Nie była już w nim szaleńczo
niego. Zdjęcia. Milla rozejrzała się i stłumiła jęk. Justin jako tłuste nigdy nie rozmawiał przez nią o interesach. Był tak ostrożny, że nie
Przeglądał informacje o zabójstwie McIntyre. Zgłoszenie koło ósmej rano, zadzwoniła - Cholera! - Montoya zacisnął usta i pogrzebał w kieszeni kurtki, jakby szukał nieistniejącej paczki papierosów. - Sprawdziłem informacje o zaginionych i dowiedziałem się, że w pobliżu wyspy St. Simons wyłowiono ciało kobiety. - Pomyślał pan, że to może być Marta? Skąd się pan tak szybko o tym dowiedział? - Postarałem się. - Był bardzo pewny siebie. Hardy. Reed od razu go polubił. - Przywiozłem dokumentację stomatologiczną. - Ma pan ją przy sobie? - To już zaczynało wyglądać trochę dziwnie. - Kopię. Ale do identyfikacji wystarczy. - Czy nie jest pan w to zbyt mocno zaangażowany? - zapytał Reed. - Niektórym tak się wydaje. Ale się mylą. - Może powinien pan trochę odpuścić. Spojrzeć na to z perspektywy... A znaleziona kobieta to nie Marta Vasquez. - Nie? - Odetchnął z ulgą, unosząc szerokie ramiona. - Jest pan pewien? Reed podsunął mu raport. - Tak. Montoya zaczął czytać. Gdy przeszedł do opisu sekcji zwłok Rebeki Wade, twarz mu stężała. - Chory sukinsyn z niego. - Albo z niej. - Kobieta? - Bardzo możliwe. - ...która obcina ofiarom języki. - Na to wygląda. - Cholera! - Montoya dopiero teraz usiadł. - Zetknąłem się już z kilkoma pokręconymi facetami. Dwóch miało naprawdę nieźle porąbane. Jeden mówił o sobie Ojciec John, a drugi nazwał się Wybrańcem. Seryjni zabójcy. Obaj mieli dziwne religijno-sadystyczne odchylenie. - Nasz zabójca wybiera osoby związane z jedną bogatą rodziną - powiedział Reed. Może warto, by Montoya rzucił na sprawę świeżym okiem. Facet miał spore doświadczenie. Reed czytał o tych seryjnych mordercach z Nowego Orleanu. Niezłe świry. To właśnie Montoya pomógł ich złapać. - Za godzinę miałem jechać do St. Simons, żeby to sprawdzić. - Wskazał na raport. - Mogę się z panem zabrać? - zapytał Montoya. - To chyba niezły pomysł. - Reed pomyślał, że przyda mu się wszelka pomoc. Ktokolwiek wykańczał Montgomerych, robił to niezwykle sprawnie i coraz bardziej zwiększał tempo. - Nasza ostatnia ofiara nie wygląda zbyt dobrze - dodał. - Przeleżała trochę w wodzie. - Nie ma problemu. Reed spojrzał Montoi prosto w oczy, ale ten nie odwrócił wzroku. Nawet nie mrugnął. Nada się. Tropiąc tych zabójców, niejedno już widział. - Zabieram pana. - Co Rebeka Wade ma wspólnego z rodziną Montgomerych? Reed opowiedział mu o jej powiązaniach z Caitlyn Montgomery Bandeaux, gdy z korytarza dobiegły ich szybkie kroki Morrisette. Wpadła do pokoju uśmiechnięta jak kot, który dobrał się do śmietanki. - Zgadnij, co mam! temu. Nie ma sensu udawać.
aby widzieć parking, i rozsiadł się na niewygodnym krześle. kosztowało je to mnóstwo pracy. Dobrze chociaż, że go nie skuli. Bentz oddał broń dwójce, która jako pierwsza zjawiła się
139 - Przez ostatnie tygodnie zachowywałam się jak stara idiotka. spokojnego oddychania. Tętno zwolniło po chwili. wyglądał jak dojrzały dmuchawiec. Małe grube stopki, rączki z - Tak jest - odparł, jego twarz była nieruchoma, oczy zmrużone. broni.